Gdzie jesteśmy
Posted in Szkocja on Wrzesień 30th, 2009 by oinopion – Komentarze są wyłączoneŻebyście nie mieli problemów z wizualizacją naszej lokalizacji, oto mapka:
View Thornly Park in a larger map
A tu parę zdjęć:
Żebyście nie mieli problemów z wizualizacją naszej lokalizacji, oto mapka:
View Thornly Park in a larger map
A tu parę zdjęć:
Dziś mieliśmy pierwsze zajęcia na UWS: Internet Technologies. Jak się okazuje przedmiot będzie dla nas bardzo nudny, bo pokrywa tematy bardzo podobne do Aplikacji Rozproszonych i Biznesowych, które robiliśmy w zeszłym semestrze u dra Kality. Zakres tematów: standardy Internetu, XML, SOAP, JavaEE, .NET (w tym ASP), cloud computing. Jednak w przeciwieństwie do kursu z UJ, tutaj nie będziemy nic programować (!), za to będziemy „uczyć się decydować, które technologie wybrać”.
Za to sam sprzęt robi wrażenie: zajęcia były prowadzone na dwóch kampusach (oddalonych o 80 mil) poprzez telekonferencję. W sali w Paisley były dwie kamery, tak samo w Hamilton, rzutnik w obu salach pokazywał PowerPointowe slajdy wykładowcy, a duże telewizory pokazywały obraz z kamer. Oczywiście ustawienie całej machinerii zajęło jakieś 40 min i 4 pracowników, ale to już drobny szczegół (znany fakt: stopień doktorski powoduje, że człowiek przestaje umieć operować sprzetem elektronicznym).
~Tomek
Dostaliśmy właśnie książeczki czekowe z Lloyds TSB Scotland — nowe, śmierdzące pieniędzmi. Niezmiernie mnie to zdziwiło i pokazało jak mało wiem o świecie dookoła mnie: nie mam pojęcia jak tego użyć, nie mówiąc już o podstawowym pytaniu: po co?
Znacie jakieś sensowne zastosowania czeków, które przeżyły erę bankowości internetowej i wszechobecnych kart kredytowych?
~Tomek
Co prawda teraz jest kolej Tomka na pisanie posta, ale niestety się strasznie przeziębił i większość czasu leży w łóżku czytając książkę. Dlatego to znów ja zabieram się za pisanie (udało mi się złapać internet – jest już 1 w nocy i mam laptopa położonego na parapecie).
Niestety zdjęć nie będzie w najbliższym czasie, bo na uczelni upload jest na pociomie 12KB/s… koszmar. Nie wiem co można zrobić z tym internetem. Jest to ogromnie irytujące.
Za to ostatnio rozwijamy swoje umiejętności piekarskie. Od jakiegoś czasu chodziło nam po głowie zrobienie prawdziwego chleba na zakwasie. Dopiero tu, w przypływie desperacji zmobilizowaliśmy się do roboty. Zaczęliśmy od hodowania zakwasu – woda plus mąka żytnia pozostawione w cieple, dokarmiane co 24h. Po 4 dniach zabraliśmy się do pieczenia. Pierwszy bochenek był trochę niedosolony, ale dzisiejszy chlebek wyszedł bezbłędnie. Cudownie smakuje z chrupiącą skórką, jeszcze ciepły…
Za kilka dni będziemy testować kolejny przepis – tym razem chleb pszenny na zakwasie z ziarnami słonecznika. Trochę przeraża nas to, że samo ciasto wyrasta 8h, ale jakoś damy radę. Zresztą pieczenie chleba na zakwasie sprawia nam mnóstwo frajdy. W gruncie rzeczy to nic trudnego, tyle tylko, że wymaga kilku etapów pracy. Cały czas boimy się, że kiedyś przyjdzie do naszej kuchni „cleaner” i nam wyleje nasz zakwas.
Ogólnie wszystkich zainteresowanych odsyłam do strony, która jest źródłem naszej wiedzy o pieczeniu chleba: http://chleb.info.pl/ .
Bardzo chciałabym umieścić na blogu zdjęcia naszego chleba, ale jak widać pech nas prześladuje…
Jutro zaczynamy zajęcia. Całe 4 i pół godzinny na uczelni. Jakoś nie mam ochoty nigdzie się ruszać, ale jak trzeba to trzeba.
Wczoraj byliśmy na imprezie w Student Union. W planie był Ceilidh Dance, czyli narodowy taniec szkocki. Muzyka nie pozwalała usiedzieć w miejscu (skrzypce, akordeon, klawisze). Na szczęście kapela objaśniała po kolei wszystkie tańce, więc śmiało przyłączyliśmy się do zabawy. Ceilidh strasznie przypomina mi polkę. Świetnie się bawiliśmy.
~Ola
Cicho było ostatnio na blogu. Czas to trochę nadrobić. Właśnie mamy internet (mam nadzieję, że uda mi się skończyć pisać posta i nadal będzie). Niestety tutejszy internet to koszmar. Jest, ale w zasadzie go nie ma. Jak już człowiek ma szczęście się połączyć, działa tak wolno, że upload zdjęć w zasadzie jest niemożliwy. Właśnie próbuję wgrać na flickra 5 zdjęć… trwa to już jakieś 15 min. Zobaczymy, czy się uda.
Czas na jakieś wieści z „frontu”. Sama nie wiem, od czego tu zacząć. Dużo rzeczy się dzieje. Spróbuję to jakoś usystematyzować, może będzie w tym jakiś sens.
Życie akademickie
Ten tydzień zdecydowanie był nieco bardziej aktywny „akademicko”. W poniedziałek pojawiliśmy się na spotkaniu 4 roku web developmentu. Okazało się, że jest aż 6 osób na roku (wliczając nas). Oczywiście cała reszta to Szkoci. Wykładowcy mówią na szczęście w normalnym języku (po angielsku). Po spotkaniu wybraliśmy się z dwoma Szkotami z naszego roku na kawkę do jednej z kawiarni uczelnianych. Kawiarnia znajduje się tuż przy bibliotece i jest zaopatrzona w wygodne kanapy, stoliki i komputery. Sama biblioteka natomiast robi duże wrażenie – zajmuje 3 piętra i można się pogubić wśród półek. Jest w niej też sporo miejsca, żeby się zaszyć przy jakimś stoliczku z książką lub komputerem.
We wtorek mieliśmy enrollment – złożyliśmy formularze z wyborem przedmiotów, które będziemy tu robić: Server Side Systems, Internet Technologies, Web Development Project, Dynamic Web Technologies i Network Security, podreptaliśmy według wskazówek jeszcze w dwa różne miejsca z różnymi formularzami i dostaliśmy legitymacje i „freshers pack”, który składał się z kilku ulotek i reklam i śmieciogazety dobieranej według płci. Na szczęście dawali cukierki, więc dzień nie był stracony :P.
W zasadzie to tyle jeśli chodzi o sprawwy uniwersyteckie w tym tygodniu. Zajęcia zaczynamy w przyszłym tygodniu w środę. Tak się składa, że zajęcia mamy w środy, czwartki i piątki, czyli weekendy mamy długie :D.
Imprezy
W zasadzie większą część czasu spędzamy na większych lub mniejszych imprezach. Imprezy zazwyczaj tworzą się spontanicznie. Kilka osób przychodzi, dzwoni po innych i nagle się robi z tego impreza. Ponieważ Mireia i jej hiszpańscy przyjaciele często robią u nas w mieszkaniu ichni „dinner” (tak ok. 21) więc siłą rzeczy imprezy się potem same rozkręcają. Potem chodzi się między villami od imprezy do imprezy. Fantastyczne w Thornly Park Campus jest to, że w zasadzie jest usytuowany w szczerym polu, więc nie trzeba się martwić, że sąsiedzi wezwą policję.
W tym tygodniu i w następnym jest też seria imprez (codziennie od poniedziałku do piątku) dedykowanych nowym studentom. Uniwersytet zamiast wielu różnych kół naukowych ma jeden Student Union, który dostaje od uniwersytetu dość sporo pieniędzy. Student Union ma własny budynek, w którym jest pub studencki. W poniedziałek byliśmy na pierwszej imprezie właśnie w tym pubie. W środku czekała nas miła niespodzianka - całkowity zakaz palenia. Impreza bez kłębów dymu papierosowego jest znacznie przyjemniejsza, wierzcie mi. Muzyka była taka sobie niestety, za to odkryłam piwo , które mi smakuje, co jest dużym zaskoczeniem, bo ja piw niecierpię. Choć w zasadzie to Cider – bo o nim mowa - wcale nie smakuje jak piwo, ale jak wino. Cidera (jabłkowego, choć widziałam też gruszkowe), który sprzedawany jest w barze jak piwo (nawet cena jest bardzo podobna).
Z ciekawostek – między akademikami w Thornly Park a Student Union przez całą noc kursuje busik, który zabiera studentów na i z imprezy. Kierowca to niesamowicie sympatyczny gość – całą drogę żartuje i jest to naprawdę imprezowy busik :). Niestety o niektórych godzinach jest sporo chętnych na ów darmowy środek transportu i czasem trzeba sporo poczekać.
Wycieczki krajoznawcze
Wczoraj i dziś (piątek i sobota) stały pod znakiem zwiedzania. W piątek razem z grupą Francuzów oraz jednym Anglikiem i jednym Szkotem (który nota bene strasznie kojarzy mi się z Babynem :)) ruszyliśmy pozwiedzać Glasgow.
Glasgow to duże miasto, nieco klaustrofobiczne w centrum – kamienice mają 6 pięter, ulice nie są bardzo szerokie. Ale jest co oglądać. Nam udało się trochę pospacerować po centrum i zwiedzić Kelvingrove Museum. W muzeum trafiliśmy na końcówkę koncertu organowego, który był o tyle nietypowy, że grano stare dobre kawałki jazzowe :). Wystawy były też dość ciekawe – od dzieł Tycjana, Rembrandta, czy Turnera, przez Macintosha, aż po Moneta i Renoira.
Dziś natomiast mieliśmy wycieczkę do Edynburga (transport w obie strony zapewnił nam uniwersytet). Edynburg jest cudownym miastem – świetnie się bawiliśmy. Przede wszystkim pogoda nam dopisała. Przeszliśmy całe Royal Mile – ulicę łączącą Zamek Edyburski z pałacem, w którym zatrzymuje się królowa brytyjska, gdy przyjeżdża do stolicy Szkocji. Co ciekawe Royal Mile uważane jest za wyznacznik mili. Ja i Tomek szybko odłączyliśmy się od naszej wielonarodowej grupy i zamiast iść na zamek jak wszyscy inni turyści, zaczęliśmy od Camera Obscura. I to był świetny pomysł.
Camera Obscura – z łac. „ciemy pokój” – to urządzenie, które za pomocą lustra uzyskuje obraz oświetlonego otoczenia w ciemnym pomieszczeniu lub pudle. Na dachu jednej z kamienic przy Royal Mile wybudowano ponad 150 lat temu camera obscura – ciemne pomieszczenie z biały stołem pośrodku, na górze jest mały otwór z wystawionym lusterkiem, które skupia obraz na stole. Oglądaliśmy cały Edynburg na małym stoliku. Wrażenie było niesamowite :). Wielki Brat patrzy.
Ponadto na dachu muzeum znajdowały się lornetki i teleskopy – podziwialiśmy całe stare miasto. Po pokazie camera obscura zwiedziliśmy trzy piętra muzeum. Świetnie się bawiliśmy, bo wypełnione jest eksponatami wymagającymi od zwiedzających interakcji – złudzenia optyczne, hologramy, zabawa lustrami, światłem… Robiło to niesamowite wrażenie.
Po obejrzeniu Camera Obscura przeszliśmy się na zamek (nie wchodziliśmy do środka), zjedliśmy wyśmienite lody śmietankowe i ruszyliśmy do Muzeum Dzieciństwa. Pięć pięter wypełnionych starymi zabawkami, samochodami, lalkami, kolejkami, ubraniami…
Musimy jeszcze raz pojechać do Edynburga, bo jest tyle rzeczy, które chcemy jeszcze zobaczyć.
Chyba już mam dość pisania na dziś. Staram się uploadować powoli kolejne zdjęcia na Flickra. Udało się wrzucić 12… przez jakieś 3h. Koszmar. A chcę wrzucić jeszcze 5 razy tyle plus pewnie jakieś zdjecia z wycieczki do Glasgow i do Edynburga. W ostateczności spróbujemy się wybrać w poniedziałek na uczelnię (tam internet jest zdecydowanie lepszy) i tam wrzucimy zdjęcia.
A tu kilka zdjęć z Paisley (które oddają mniej więcej atmosferę tutejszych miast), które jakimś cudem udało mi się uploadować.
~Ola