Sylwester w Edynburgu

Posted in Szkocja on Styczeń 8th, 2010 by ethlinn – 1 Comment

Po długiej przerwie, czas odkurzyć bloga. Postanowienie na nowy rok: nie robić więcej długich przerw w pisaniu :).

Święta rzecz jasna minęły zdecydowanie za szybko (przynajmniej mi, bo Tomek w sumie siedział sam z Chińczykami w akademikach). Najbardziej dłużyła mi się podróż do Polski (i nocowanie na lotnisku). Ale już potem – przygotowania świąteczne, Wigilia, obżarstwo bożonarodzeniowe… dziesięć dni uciekło szybciej niż bym sobie tego życzyła. Na szczęście wzięłam ze sobą troszkę zapasów z Polski, choć było ciężko ograniczyć się do tych 15 kilogramów, które można mieć w bagażu. Na szczęście po kilku „zdesperowanych” telefonach do Marty pt. „Czy masz jeszcze trochę miejsca w bagażu”, udało się pomieścić trochę jedzonka: biogsik, kutię, szynkę, kiełbaskę, ser biały, goudę, Żubrówkę itp..

Sylwester mieliśmy dość zabiegany. Trochę za późno wybraliśmy się do Edynburga. Ponieważ mieliśmy w planie zrobić zapasy jedzeniowo-alkoholowe już w samym Edynburgu, czekało nas nie lada wyzwanie – znaleźć w Sylwestra po godzinie 18:00 otwarty sklep spożywczy. Udało się, ale tylko dzięki temu, że się rozdzieliliśmy. 10 min później nie wpuszczali już do sklepu.

Koło godziny 22:00 ruszyliśmy na ulice miasta. 80 tys. tłum nie jest wbrew pozorom taki straszny :). Przynajmniej jest ciepło. A i atmosfera dość przyjemna – co chwila ktoś zaczepiał nas, życząc szczęśliwego nowego roku. Nie obyło się też bez atrakcji typu: jak Szkoci nie radzą sobie ze sniegiem i lodem na ulicach (dziewczyny w spódniczkach mini, gołymi nogami (!) i w 15cm obcasach w połączeniu z lodem na ulicach – oczywiście niczym nie posypanym – to naprawdę „zajwiskowy” widok). Mieliśmy też okazję zobaczyć prawdziwą catfight z wyrywaniem włosów i drapaniem paznokciami (na szczęście pieciu policjantów zareagowało dość szybko).

O północy podziwialiśmy wspaniałe fajerwerki nad zamkiem. Było na co popatrzeć. I oczywiście było śpiewanie „Auld Lang Syne”, choć staliśmy tak, że nie widzieliśmy wersji karaoke i pozostało nam śpiewanie na „la la la” po jedynym wersie, który znamy („Should auld acquaintance be forgot”). Jakoś zapomnieliśmy wcześniej się tego nauczyć…

Następnego dnia pozwiedzaliśmy trochę Edynburg. Na Royal Mile były postawione kostrukcje zrobieone z czegoś w rodzaju zniczy. Najciekawszy był wielki żyrandol ze zniczy, który zawisł nad ulicą.

2 stycznia natomiast zaczęliśmy od wycieczki po Mary King’s Close. Po epidemii dżumy w XVII wieku stare wąskie uliczki (zwane „Close”) zostały zakryte, a na nich zbudowano nowe budynki i nowe ulice. Obecnie można zwiedzać podziemne miasto. Dzięki dobrej pani przewodnik, zwiedzanie Mary King’s Close było bardzo przyjemne i pozwoliło wyobrazić sobie, jak wyglądało życie w Edyburgu kilkaset lat temu.

Po wyjściu z podziemi, herbatce, kawie i kanapce, wybraliśmy się do National Museum. Niestety na zwiedzanie czegokolwiek więcej nie starczyło już czasu i trzeba było łapać pociąg do Glasgow.

Tu możecie pooglądać zdjęcia z naszej noworocznej wyprawy:

AniaJaimieAniaAnia and JaimieOla and Marta in EdinburghEdinburgh's WheelEdinburgh at NightOla and MartaOla and MartaCandle ChandeliereCandle ChandeliereCandle ChandeliereNarrow StreetEdinburghEdinburghOla and Tomek near Edinburgh CastleEdinburghEdinburghEdinburghHarry Potter Was Written HereOla and TomekOla and TomekEdinburghI Am Your Father Christmas!OlaEdinburgh's Castle

~Ola

Culzean Castle

Posted in Szkocja on Listopad 3rd, 2009 by ethlinn – 2 Comments

W niedzielę postanowiliśmy się wybrać razem z Francuzami do zamku Culzean. Zamek jest zamykany na zimę i w zasadzie była to ostatnia szansa, żeby zobaczyć go przed wiosną.

Zamek powstał w XVIII wieku w miejscu, w którym rodzina Kennedych od lat miała swoją siedzibę. Projekt zamku zlecono neoklasycznemu architektowi – Adamowi Robertowi. Siedziba Kennedych robi niesamowite wrażenie, gdyż położona jest tuż nad samym morzem, na klifie. Okna zamku wychodzą wprost na wodę, a widok zapiera dech w piersiach. Bardzo podobała nam się owalna klatka schodowa i okrągły salon. Ponadto zamek otoczony jest wspaniałym parkiem. Szczególne wrażenie robią Walled Garden, gdzie zgromadzono rośliny, które nijak do Szkocji nie pasują – palmy, egzotyczne rośliny o liściach wielkości łóżka…

Niestety, pogoda w niedzielę była typowo szkocka, w dodatku rano spieszyliśmy się na pociąg i w biegu zapomnieliśmy parasoli. Już w czasie oglądania zamku i parku byliśmy totalnie przemoczeni, a droga powrotna okazała się straszna.

Koło godziny 15 ruszyliśmy na przystanek autobusowy (chcieliśmy dojechać do Ayr, skąd mieliśmy pociąg do Paisley). Zobaczyliśmy radiowóz blokujący całą drogę. Tomek został wysłany do policjantów na przeszpiegi i okazało się, że droga została zalana i jest całkowicie zamknięta. Policjanci podali nam numery telefonów po taksówki. Niestety okazało się, że nie mają żadnej większej na pięć osób. W końcu wysłaliśmy Francuzów z jakąś dziewczyną, która brała taksówkę spod zamku, a my poszliśmy zapytać, czy policjanci nie chcieliby nas podwieźć do najbliższego miasta. Okazało się jednak, że nie wiadomo jak długo musielibyśmy czekać, aż policjanci byliby wolni więc złapaliśmy stopa. Bardzo sympatyczny starszy pan postanowił nam pomóc. Podwiózł nas na najbliższy przystanek autobusowy, gdzie czekali już nasi Francuzi. Sprawdziliśmy pociągi, ale najbliższy (i jedyny tego dnia) był za 5 godzin. Kupiliśmy w sklepiku czekoladę, bo umieraliśmy z głodu (ostatni posiłek to było śniadanie o 9 rano) i zaczęliśmy czekać… Deszcz, ściemnia się, deszcz, brak autobusu… czekaliśmy ok. 2 godzin w deszczu. W końcu jakaś Szkotka zadzwoniła na linię informacyjną i okazało się, że autobusu nie będzie. Ponieważ towarzystwo na przystanku zaczęło być nieco niemiłe (podpici panowie w dresikach, którzy zaczęli nas zaczepiać) postanowiliśmy się wynieść do jedynego miejsca, które było otwarte w tej mieścince w niedzielny wieczór – pubu. W środku tubylcy przerwali oglądanie meczu i się nami zaopiekowali – zadzwonili po prywatną taksówkę na 6 osób (jeden ze Szkotów też chciał się dostać do Ayr), posadzili nas koło kominka. Taksówka kosztowała nas 17 funtów, więc naprawdę nie najgorzej. W Ayr zmarznięci i przemoczeni czekaliśmy 40 minut na pociąg. Następne 40 minut spędziliśmy w drodze do Paisley. I oczywiście już w Paisley okazało się, że autobus do akademików jedzie za 50 minut… Mieliśmy naprawdę dość i zadzwoniliśmy do znajomego Niemca, żeby podjechał po nas. Po tej wyprawie byłam tak zmęczona i przemoczona, że nie byłam w stanie robić nic… Następnym razem zastanowimy się pięc razy nim wybierzemy się na zwiedzanie w czasie deszczu.

Na koniec kilka zdjęc z zamku (niewiele, bo baliśmy się wyciągać aparat w deszcz, a w środku nie wolno było fotografować). Slideshow i Set.

Culzean Castle Country ParkCulzean Castle Country ParkCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean CastleCulzean Castle

~Ola

Halloween

Posted in Szkocja on Październik 31st, 2009 by ethlinn – 2 Comments

This is Halloween, this is Halloween…

Pół godziny temu wróciliśmy z imprezy z okazji Halloween organizowanej przez Student Union. Bawiliśmy się znakomicie.

Przygotowania do Halloween rozpoczęliśmy w czwartek. Zakupiliśmy trzy duże dynie i razem z naszymi francuskimi sąsiadkami – Ann i Coralie – i zabawanym Anglikiem – Phillipem – zabraliśmy się za robienie lampionów. Nie sądziłam, że będzie przy tym aż tyle pracy. Najpierw zrobiliśmy szkic wzoru markerem – wybór motywów zajął nam więcej niż godzinę! W końcu ustaliliśmy, że chcemy jedną dynię z Jackiem z The Nightmare Before Christmas, jedną z logo Ghost Busters i jedną z czarownicą. Kolejny krok to wycięcie otworu w dyni i wyciągnięcie tego, co znajduje się w środku. Dalej należało lekko naciąć wzór czubkiem noża, aby w końcu kawałek po kawałku wycinać elementy. Pracowaliśmy dobre kilka godzin, popijając gin z tonikiem. Efekt, szczególnie po zapaleniu świeczek, wart był włożonej pracy. Zresztą sami oceńcie:

Array

Dziś natomiast razem z Coralie i Ann przygotowywaliśmy się do imprezy. Nie stać nas było na stroje, więc zamówiliśmy z Tomkiem trochę rzeczy do efektów specjalnych: derma wax, stage blood i paletkę do siniaków. Niestety brakuje mi doświadczenia, ale dzięki konsultacji z Kamilą i obejrzeniu kilku tutoriali na youtubie, czułam się w miarę przygotowana do malowania innych. Zaczęłam od Tomka i rany postrzałowej na skroni i rany na policzku. Tak wymalowany Tomek przestraszył kilka Chinek :).

Array

Następna była Ann, która chciała mieć z jednej strony ust Glasgow smile.

Array

Coralie zrobiłam ranę na kości policzkowej i trochę siniaków i otarć.

Array

Na sam koniec zostało mi pomalowane siebie samej. Było ciężko, ale jakoś mi się udało. Troszkę przesadziliśmy z ilością krwi i strasznie dużo jej zaczęło wypływać z rany. Ale chyba dzięki temu efekt końcowy był nieco lepszy. Nie mogłam się powstrzymać i na szyi odbiłam sobie rękę umazaną w krwi… Jak Wam się podoba?

Array

Na imprezie zrobiliśmy lekką sensację. W łazience przestraszyłam kilka dziewczyn. Choć po kilku godzinach makijaż trochę się zaczął rozpływać, ale nadal robił niezłe wrażenie.

A tu można zobaczyć wszystkie zdjecia dokumentujące nasze halloweenowe przygotowania:

Zombie girlsAnn's Glasgow smileZombieOla after playing with axeCoralieGlasgow smileAnn with wax woundTomek's make upOla making Ann's make upWax woundPumpkinsWitchJackGhost Busters!Pumpkins!JackPumpkinsMaking pumpkinsTomek, Jack and AnnMaking pumpkinsAnn and CoralieTomek making pumpkinWanna some?Coralie and Phillip making Ghost Busters PumpkinPhillip's finger in dangerPhillip, Coralie and their pumpkinCoralieOla making JackMaking pumpkinsPhillip the Pumpkin KingMaking pumpkinsMaking pumpkinsMaking pumpkinsJack'o'laternMaking pumpkins

~Ola

Zamek Stirling

Posted in Szkocja on Październik 26th, 2009 by oinopion – Komentarze są wyłączone

W ostatni wtorek pojechaliśmy do Stirling. Jest tam piękny, stary zamek, który służył królom Szkocji jako główna i ulubiona siedziba przez wieki, aż w XVII wieku po Union of The Crowns został przez nich opuszczony, a wkrótce przemieniony w baraki dla żołnierzy. W latach 60-tych ubiegłego wojsko opuściło zamek i rozpoczęto proces renowacji, który trwa do dziś.

Zamek jest obecnie największą atrakcją turystyczną szkockich Midlands. Jest co oglądać. Piękna średniowieczna twierdza, osadzona wysoko na wulkanicznej skale wyrzeźbionej przez lodowiec (szkoc.: craig). Groźnie wyglądające działa skierowane są w stronę mostu na rzece Forth – w swoim czasie jedynego mostu łączącego Highlands i Lowlands. A wewnątrz: The Great Hall, największa średniowieczna sala bankietowa Szkocji z przepięknym drewnianym stropem w stylu westminsterskim; The Chapel Royal z tapiseriami (gobeliny) z jednorożcem; The Great Kitchen zaaranżowane na ciekawą wystawę o żywności i żywieniu mieszkańców zamku; Pałac Królewski, w tej chwili niestety niedostępny z powodu remontu; King’s Old Building, teraz zamieniony na muzeum wojska; ogrody z (oczywiście) doskonale utrzymanymi trawnikami.

Bardzo nam się zamek podobał i spędziliśmy 4 godziny krążąc po dziedzińcu, budowlach i murach. Wykupiliśmy sobie Audio Guide, które okazało się średnio przyjemne w obsłudze, ale jednak coś się udało z niego wycisnąć. Dużo ciekawszy był żywy przewodnik, który był w cenie biletu, tylko trzeba o odpowiedniej porze stawić się na dziedzińcu (o czym nie wiedzieliśy i i załapaliśmy się tylko na końcówkę).

Jeśli jeszcze będziemy w pobliżu po zakończeniu remontu pałacu, to na pewno pojedziemy jeszcze raz, zwłaszcza, że z powodu deszczu nie zobaczyliśmy monumentu Williama Wallece’a.

Na koniec kilka zdjęć z wyprawy (set i slideshow z flickra):

StirlingUnicorn TapestryStirling CastleStirling CastleStirling CastleGardenGardenStirling CastleStirling CastleInner CloseStirling CastleOuter Close CannonsOuter Close CannonStirling CastleCraigStirling CastleStirling CastleStirling CastleStirling CastleThe Great KitchenThe Great HallThe Great Hall WindowThe Great HallThe Great HallThe Great HallOuter CloseStirling CastleForeworkStirling CastleStirling CastleStirling CastlePalaceStirling CastleForeworkStirling CastleStirlingStirling

~Tomek

Pożar

Posted in Szkocja on Październik 17th, 2009 by ethlinn – 3 Comments

W villi obok jakieś pół godziny temu wybuchł pożar (ktoś zapomniał, że coś gotuje). Jakieś 5 minut po włączeniu się alarmu, pojawiła się straż. Mają niesamowicie krótki czas reakcji. Dobrze, że tutejsze służby działają tak szybko – inaczej cały budynek spłonąłby bardzo szybko ze względu na swoją konsrukcję… Budynki tu bardziej przypominają pudełka z kartonu niż prawdziwy dom. A jak wiadomo, gdzie dużo studentów tam pożar być musi.

Przestają mnie dziwić ich zaostrzone przepisy przeciwpożarowe – mnóstwo gaśnic, w każdym pomieszczeniu instrukcje co robić w razie pożaru, czujniki dymu na korytarzach i w pokojach, czujnik ciepła w kuchni, całkowity zakaz używania, a nawet posiadania świeczek, palenia papierosów, używania niebrytyjskich przejściówek do kontaktów… Jest jednak w tym sporo sensu, skoro jedna nieudana kolacja mogła puścić z dymem cały kampus.

Brawa dla strażaków!

~Ola